Partnerzy:

Znajdź mnie na:

Copyright 2019 | All rights reserved

WROĆ DO BLOGA


Wyprawy

14 października 2019

Najwyższy szczyt Niemiec - Zugspitze 2962m

     Końcówka września i letniej pogody zachęciły nas, do ostatniego w tym sezonie, wyjazdu w Alpy a będąc bardziej precyzyjnym w rejon Garmisch Partenkirchen z zamiarem zdobycia Zugspitze.

Zugspitze należy do pasma górskiego Wettersteingebirge znajdującego się w Alpach Bawarskich na granicy niemiecko-austriackiej. Nazwa góry pochodzi od częstych lawin (z niemieckiego: Lawinenzüge) schodzących w dół stromej północnej ściany. Przed wyjazdem myślałem, że nazwa pochodzi od słowa Zug czyli pociąg, ponieważ na górę można podjechać kolejką zębatą, której tory prowadzą przez wydrążony w skale tunel na wysokość aż 2600 m.

Przed wyjazdem pilnie śledziliśmy prognozy pogody, które jak to często bywa codziennie pokazywały coś innego. Wspólnym mianownikiem wszystkich modeli do prognozy było to, że w najbliższy weekend będzie tylko jeden dzień dobre pogody, która pozwoli na wejście na szczyt.

Na wyjazd pojechały 4 osoby. Uzgodniliśmy, że piątek postaramy się wyjechać jak najszybciej aby już na wieczór być na campingu w Grainau. Standardowo, plany uległy zmianie i okazało się, że najszybciej udało nam się wyjechać o godzinie 17. Jako trasę przejazdu wybraliśmy najkrótszą drogę prowadzącą przez Czechy i Austrie. Pokonując 870km w 9h dotarliśmy na miejsce o godzinie 2 w nocy. Przez całą drogę lało. Na miejscu mieliśmy dużo szczęścia, ponieważ przestało padać i nasze namioty rozbiliśmy suche. Przez resztę nocy padało. Nad ranem sprawdziliśmy prognozy pogody i okazało się, że nastąpi poprawa pogody po godzinie 12 a na niedzielę jest zapowiadane pełne słońce. Szybko zdecydowaliśmy, że w sobotę dla rozgrzewki zrobimy via ferratę Seeben klettersteig (trudność D/E) w Austrii. Przejście tej drogi okazało się bardzo ciekawym doświadczeniem dla nas, ponieważ część ekpiy nie wspinała się nigdy na tak trudnej ferracie, która wymagała sporo siły, kondycji oraz odporności na ekspozycję.

Po powrocie na camping i opłaceniu pobytu (koszt noclegu to prawie 20E za dzień za osobę dorosłą) planujemy trasę oraz godzinę wyjścia na nasz cel czyli Zugspitze. Głównym warunkiem było to, że do Katowic musimy wrócić w niedziele najpóźniej do godziny 24:00. Zapada decyzja, że atakujemy o 4 rano i wybieramy drogę przez dolinę Höllental .

     Wstaliśmy o 3, Zjedliśmy szybkie śniadanie oraz spakowaliśmy rzeczy do samochodu i podjechaliśmy na Parking w Hammersbach (opłata 8Euro za 12h). Na szlak wyszliśmy o 4:30. W świetle czołówek kierowaliśmy się na wąwóz Höllentalklamm. Malowniczy wąwóz (płatny 5 euro ale po godzinie 6:00 a my byliśmy o 5:20) to jedna z głównych atrakcji rejonu. Kładki nad rwącą rzeka, pionowe ściany, tunele wykute w skale oraz wodospady pod którymi można przejść, dostarczają ogromnych wrażeń. Szkoda, że pokonaliśmy go w ciemnościach ale staraliśmy się jak najwięcej oświetlać czołówkami aby coś zobaczyć. O 6:45 dotarliśmy do schroniska Höllentalangerhütte. Zrobiliśmy przerwę na kawę oraz ostatecznie zdecydowaliśmy, że będziemy atakować szczyt (ze schroniska jest 6,5h podejścia). Ze Schroniska było widać już górną stację kolejki linowej na Zugspitze oraz wysokość jaką mamy do pokonania (z parkingu na szczyt przewyższenie to ponad 2000m). Na końcu doliny zaczynała się pierwsza via ferrata. Krótka, łatwa (trudność A/B) - po 30 min skończyły się stalowe liny i zaczęło się podejście pod lodowiec.

Najpierw trasa prowadzi po skałach a później piargami. Po około 2,5h doszliśmy do początku lodowca Höllentalferner. Lodowiec jest bardzo mały ze sporą ilością szczelin oraz jest już mocno wytopiony. Analizując róże warianty wejścia na tą górę przed wyjazdem wiedziałem że na lodowcu przydadzą się raki i nie jest wymagany pełen sprzęt lodowcowy. Na podejściu mijaliśmy innych ludzi którzy posiadali tylko raczki, które nie dawały im wystarczającej przyczepności w stromym terenie i mieli poważne problemy z poruszaniem się bezpiecznie po lodowcu.

W połowie lodowca za szczelinami odbiliśmy w prawo i po przekroczeniu szczeliny brzeżnej weszliśmy w ścianę na kolejną ferratę (kawałek o trudności B/C) która prowadziła na szczyt. Ostatnie podejście było powolne (duża ilość osób na szlaku, ograniczona możliwość wyprzedzania oraz same łatwe ferraty (trudność A) powodowało u nas znużenie i chęć jak najszybszego jej przejścia. Na szczyt dotarliśmy o 13:00. Szczęśliwi ze zdobycia kolejnego szczytu z Korony Europy zrobiliśmy kilka zdjęć czekając w kolejce na swoje 5min i udaliśmy się do stacji kolejki, aby szybko wrócić do auta. Koszt zjazdu kolejką to 35E. W cenę była wliczona przesiadka z kolejki linowej na zębatą, aby podjechać do miejscowości gdzie mieliśmy parking. O 14:30 wyjechaliśmy już do Polski i udało nam się dojechać do Katowic na godzinę 0:30. Prognoza pogody na niedzielę się sprawdziła. Przez cały czas podejścia mieliśmy słońce a z uwagi wysokość temperatura do chodzenia była idealna.

     Tym samym sposobem zakończyliśmy kolejny sezon alpejski. Więcej zdjęć z wyjazdu w galerii.  Następne relacje z minionego sezonu (Monte Rosa, Gran Paradiso oraz Triglav) w krótce na Blogu. Do zobaczenia na szlaku.